Z samego rana udaliśmy się w drogę, w pośpiechu pomijając Olot, który już z okien samochodu wyglądał sympatycznie, głównie za sprawą gęsto posadzonych wzdłuż głównych ulic drzew, o jasnosrebrzystej korze, na tyle na ile je rozpoznałam, były to platany ;-)
Katalonię od północy otaczają Pireneje, toteż trasa, którą mieliśmy do pokonania to niesamowite serpentyny wąskich dróg w przełęczach górskich, często przetykane tunelami (najdłuższy z mijanych miał ok. 5 km długości) wykutymi w górach. Niektóre z tuneli miały galerie, przez które można było podziwiać zjawiskową panoramę katalońskich gór.
Pierwszym przystankiem na trasie był Ripoll, zwany 'kolebką Katalonii'. Znajduje się tu przepiękny benedyktyński Monestir de Santa Maria ufundowany (wg różnych źródeł w latach od 879 po 888) przez Wilfreda Kudłatego, założyciela panującej 500 lat dynastii hrabiów Barcelony. Klasztor przez wiele lat był centrum nauki i kultury, po części z uwagi na ogromną kolekcję dzieł (powstała w nim m.in. księga, którą uważa się za pierwszą historię Katalonii). Po trzęsieniu ziemi, wojnach i pożarach z klasztoru przetrwał jedynie portal i krużganki, reszta to XIX-wieczna rekonstrukcja. Niemniej wciąż bardzo piękna i uznawana za szczytowe osiagnięcie romańskiej architektury w Europie.
Po drodze zboczyliśmy do uroczej miejscowości La Pobla de Lillet, w której można zobaczyć stary most rzymski, a nawet się po nim przespacerować ;)
Następnie zjechaliśmy w stronę Aramunt, a właściwie położonego na wzgórzu nieopodal Aramunt Vell - opuszczonego starego miasta, w którym do dziś całkiem nieźle zachowały się ruiny kościoła, założenia wielu domostw, uliczki, a także placyk z pozostałością fotnanny.
I tak, powoli, z ciągłymi przystankami to tu, to tam, dojechaliśmy do Vall de Boi - uroczej doliny, pełnej małych wioseczek z wspaniałymi romańskimi kościołami z XI i XII wieku. Zwiedziliśmy jeden z nich, Sant Climent - wspięliśmy się na charakterystyczną dla tego typu kościołów, wysoką dzwonnicę, co przy silnym wietrze i mocno prószącym śniegu było wrażeniem niezapomnianym ;-) Widok rozciągający się z dzwonnicy jest niesamowity, a okoliczna architektura bardziej skojarzyła nam się ze Szkocją (domy budowane z szarych granitowych bloków kamiennych), ośnieżone góry, owce i konie na polach.
Na zakończenie ruszyliśmy pełnymi pieknych rzymskich mostów przełęczami do Jaca, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Mocno rzucało się w oczy, że przybyliśmy w te okolice poza sezonem, ruch na ulicach prawie żaden, restuaracje w większości zamknięte, a w rezerwcji miejsca do spania nieodzowna okazała się strona booking.com