Po przemiłym śniadaniu przygotowanym przez mamę właściciela hostelu, która nie znała ani słowa po angielsku, co nie przeszkadzało jej ugościć nas naprawdę serdecznie, poszliśmy przespacerować się po okolicy. Jaca jest starym miastem, jeszcze z czasów rzymskich. To swoista brama do Aragonii - W 1035 roku ustanowiono je stolicą tego pięknego, położonego między szczytami Pirenejów, regionu. Znajduje się tu piękna katedra oraz pantagonalna bastionowa cytadela z narożnymi wieżami. Niestety pora, o której chcieliśmy ruszyć dale,j wykluczała jakiekolwiek dokładniejsze zwiedzanie wcześniej wymienionych miejsc, albowiem Hiszpanie nie nawykli rozpoczynać pracy przed 10 ;-)
Serpentynami dróg - bliskość gór zobowiązuje - dotarliśmy do klasztoru de San Juan de la Pena. Klasztor jest zbudowany pod nawisem czerwonej skały i jak głosi legenda, średniowieczni zakonnicy strzegli w nim legendarnego kielicha świętego Graala. Nic więc dziwnego, że był jednym z najważniejszych klasztorów w średniowiecznej Aragonii.
Nie ma możliwości zaparkowania samochodu bezpośrednio przy klasztorze, podjechaliśmy więc do położonego wyżej Monasterio Nuevo i stamtąd spacerem zeszliśmy do starego klasztoru. Droga w dół prowadzi przez rezerwat przyrody i jest niezwykle widowiskowa. Sam klasztor ma dwie kondygnacje, dolna pierwotnie była mozarabską świątynią wykutą w skale przed 842 rokiem, górną nawę
zbudowano po roku 1093. Zachowały się m.in. kolumny z prezycyjnie wyrzeźbionymi biblijnymi scenami, spędziliśmy dobrą chwilę przy każdej z nich, próbując odgadnąć biblijne przypowieści. Klasztor stracił na znaczeniu po pożarze z z 1675 roku.
Kolejny punkt na trasie to Castillo de Javier, który mogliśmy sobie pooglądać z zewnątrz, ponieważ trafiliśmy na siestę, do zakończenia której zostało jeszcze zbyt wiele godzin, by chciało nam się czekać. Przebudowany na kolegium jezuickie zamek, kaplica i muzeum w jednym, początkiem marca jest celem masowych pielgrzymek na cześć patrona Nawarry, historycznej krainy w zachodniej części Pirenejów, św. Franciszka Ksawery, który tu właśnie się urodził.
W drodze do Pampeluny wjechaliśmy do Sanguesa, małego miasta usadowionego nad rzeką Aragon, by zobaczyć bogato rzeźbioną w portalu kościoła Santa Maria la Real scenę Sądu Ostatecznego. Warto też podejść parę kroków dalej - przy głównej ulicy stoi piękny XVI wieczny ratusz.
Pampeluna, stolica Nawarry, nazwę swą wywodzi od imienia wodza rzymskiego, Pompejusza. Jest częścią krainy Basków i leży na pielgrzymkowym szlaku do Santiago de Compostella. W lipcu na ulicach miasta są organizowane gonitwy byków, słynne encierros , o których wspominał Hemingway w powieści 'Słońce też wschodzi'. Przespacerowaliśmy się po dobrze zachowanych murach miasta, z których rozciąga się widok na starą Pampelunę, obejrzeliśmy katedrę, kościoły i place.
Wyjeżdżając z Pampeluny wjechaliśmy na pobliskie wzniesienie, na szczycie którego zbudowano gigantyczny Fort im. Alfonsa XII. Jego budowę rozpoczęto w 1878 i z różnym natężeniem kontynuowano przez 40 lat. Dziś opuszczona i zamknięta na głucho forteca nadal należy do wojska, ale przy odrobinie wytrwałości możliwe jest zwiedzenie jej od środka.
Końcem dnia ruszyliśmy do San Sebastian, po drodze mijając pasma pięknych gór. Miasto przywitało nas deszczem i ciemnościami, przez co mieliśmy problem ze znalezieniem wcześniej zabukowanego noclegu. Ostatecznie przenocowaliśmy w prywatnej kwaterze, ulokowanej w kamienicy z piękną, drewnianą i pomalowaną na sugestywnie lawendowy kolor boazerią na ścianach, klatką schodową.