Geoblog.pl    adelle    Podróże    Hiszpania    Dzień 4.
Zwiń mapę
2012
18
kwi

Dzień 4.

 
Hiszpania
Hiszpania, Quincoces de Yuso
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 495 km
 
Czasy świetności Donostii, jak Baskowie nazywają San Sebastian, minęły już jakiś czas temu. Kiedyś był tu najmodniejszy w całej Hiszpanii kurort, cieszący się powodzeniem nawet wśród hiszpańskiej arystokracji. Dziś jest to przede wszystkim rodzinne letnisko. Położone nad zatoką w kształcie muszli miasto słynie z teatralnych, filmowych i muzycznych festiwali artystycznych. San Sebastian jest też miastem mężczyzn z zacięciem kulinarnym, ponoć są tu kluby kulinarne, w których mężczyźni zrzeszają się, by razem gotować, a kobiety nie są zbyt chętnie witane, no chyba, że na degustacji ;-) Raj na ziemi, powiadacie :D

Miasto jest piękne, aż żal, że pogoda nam nie dopisała i zwiedzaliśmy je trochę po łebkach. Rozważaliśmy nawet zostanie tam dłużej, ale prognoza pogody na kilka następnych dni była taka sama - deszcz, deszcz, a potem dla odmiany deszcz :] Serce starego miasta stanowi Plaza de la Constitucion; plac otoczny domami podcieniowymi z niebieskimi i pomarańczowymi okiennicami. Na każdym balkonie widnieje cyfra pochodząca z czasów odbywających się na placu korrid - cyfra była numerem biletowanego miejsca. Nad starówką góruje Monte Urgull z pozostałościami twierdzy Castillo de Santa Cruz de la Mota - na murach ustawiono stare działa oraz ogromną figurę Chrystusa.

Opuściliśmy San Sebastian i ruszyliśmy dalej. W nadziei na piękne widoki zjechaliśmy z głównej drogi i znaczną część trasy pokonaliśmy jadąc wzdłuż oceanu. Dotarliśmy do opuszczonego zamku Butron. Zamek pochodzi ze średniowiecza, a wygląda jakby pochodził z bajki ;-) Takie zresztą było założenie właściecia - chciał stworzyć coś niezwykłego i - jak widać- udało mu się to. Dziś zamek jest prywatną własnością bez możliwości zwiedzania go.

Miłe wrażenia po zwiedzaniu zamku szybko uleciały w niepamięć, ponieważ na parkingu okazało się, że mamy uszkodzoną oponę. Nie było dla nas niespodzianką, że na hiszpańskiej wsi ;-) niełatwo o wulkanizację (tym bardziej jeśli nie ma się pojęcia, jak to słowo brzmi po hiszpańsku), ale w końcu udało nam się znaleźć warsztat, gdzie sprawnie załatano nam oponę. Nawet bardzo z nas nie zdarli ;-)

Trasa obrana na skutek konieczności zboczenia z drogi, celem znalezienia warsztatu, powiodła nas przez największe baskijskie miasto - Bilbao, mieliśmy więc okazję zobaczyć słynny budynek Museo Guggenheim. Projekt opracował architekt Frank Gehry i jest to niezwykły w formie jak i wykonaniu, przywodzący swoim kształtem na myśl srebrny, pokryty tytanem kwiat lub statek (mi osobiście zdecydowanie bardziej statek, a najbardziej operę w Sydney ;-)), budynek.

O zmierzchu dotarliśmy do parku, w którym miał znajdować się widowiskowy wodospad Nervion. Droga, którą jechaliśmy była niesamowita - wiodła wprost na szczyt góry, a pokonanie jej dostarczyło nam wielu emocji ;-). Sam park wyglądał jak żywcem ściągnięty z kosmosu, głównie za sprawą srebrzysto-grafitowej kory drzew i porośniętych intensywnie zielonym mchem kamieni. Okazało się jednak, że na dojście do wodospadu tego dnia było już zbyt późno (i zdecydowanie zbyt deszczowo ;-)), zatem zdecydowaliśmy się wrócić tu jutro.

Tymczasem zajęliśmy się szukaniem noclegu, co okazało się nie lada wyzwaniem, z uwagi na fakt, że sezon turystyczny jeszcze się tutaj nie rozpoczął i zdecydowana większość miejsc noclegowych była nieczynna. W końcu trafiliśmy do wskazanego przez tubylców domu gościnnego, który wprawdzie również był zamknięty, ale prowadząca go kobieta była tak niesamowicie miła i uczynna, że z własnej inicjatywy obdzwoniła wszystkie okoliczne casas rurales z pytaniem o nocleg dla nas. Wszystko bezskutecznie, ostatecznie pokierowała nas do chyba jedynego w okolicy hotelu, który także okazał się zamknięty ;-) Nie tracąc rezonu Adam zadzwonił pod wskazany na drzwiach numer i w trakcie rozmowy angielsko (Adam) - hiszpańskiej (właściel) ten ostatni zadeklarował, że przyjedzie. Przyjechał, włączył komputer i uruchomił translatora google :D Koniec końców zaoferował nam nocleg i odjechał. Hotel okazał się mega uroczy i gościnny (a z perspektywy konieczności nocowania w samochodzie wprost bajeczny!), no i cały dla nas ;-) Zapamiętajcie tę nazwę - Puente Romano - są tam dobrzy ludzie ;-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
 
zwiedziła 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 15 wpisów15 6 komentarzy6 195 zdjęć195 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
15.04.2012 - 22.04.2012
 
 
19.06.2011 - 25.06.2011