Do Toledo dotarliśmy trochę nieszczęśliwie, bo w niedzielę. Planując podróż po Hiszpanii wzięliśmy pod uwagę niemal wszystko poza długimi sjestami i tym, że niedziela oznacza znaczne spowolnienie i tak wolnego trybu życia oraz ograniczenie w dostępności zabytków do zwiedzania. Żadna z tych niedogodności nie zdołała jednak pozbawić Toledo uroku - pełne śladów przeszłości miasto przez wielu uznawane jest za najpiękniejsze w całej Hiszpanii. I naprawdę trudno mu odmówić praw do tego tytułu - położone w zakolu rzeki Tag, cześciowo na wzgórzu, rozkwitało już za czasow Rzymian, którzy wznieśli tu ważną twierdzę Toletum, Wizygotów, dla których miasto przez długi czas było stolicą, Arabów i w końcu kastylijskich królów. Panowała tu tolerancja religijna, o czym świadczą zachowane synagogi, meczety i świątynie chrześcijańskie. Z bardziej smakowitej strony patrząc Toledo słynie z ręcznie wyrabianego marcepanu.
Jako, że pogoda od paru dni zaczęła nam dopisywać, pokusiliśmy się o niespieszny spacer po mieście, odkrywając kolejne zabytki Toledo. Niestety zwiedzanie najpiękniejszego z nich, katedry, z żalem musieliśmy odłożyć na czas kolejnej wizyty w mieście, ponieważ z uwagi na nabożeństwa niedzielne wstęp dla turystów był ograniczony. Udało nam się za to odwiedzić Museo de Santa Cruz z piękną kolekcją flamandzkich tapiserii i prac El Greco. Muzeum pierwotnie było szpitalem, wzniesionym dla sierot i biednych.
Z Toeldo pojechaliśmy do Conseuegra żeby zobaczyć wiatraki Don Kichota ;-) Ponad miastem i równinami La Manchy widnieje jedenaście malowniczych wiatraków i zamek - aktualnie w stanie remontu. Wiatraki są ogromne i mają własne imiona, jak np. Sancho, choć sądzę, że to ostatnie to głównie ze względu na turystów ;-) Wieść niesie, że jeden z wiatraków wciąż jest sprawny i raz do roku, na święto kończące zbiór krokusów, z których pozyskuje się szafran, jest uruchamiany. Po drodze trafiliśmy na jeszcze dwa skupiska wiatraków, tym razem już bez imion.
Następnym punktem na mapie był wspaniały zamek Belmonte, jeden z lepiej zachowanych w tym rejonie. Zbudowany w XV wieku przez markiza Villery, Juana Pacheca, ma kształt wieloboku, trójkątny ziedziniec i wnętrza zdobione w stylu mudejar. Jest naprawdę pięknie odrestaurowany i warto go zobaczyć.
Po drodze do Cuenca zrobiliśmy małe zakupy, w trakcie których pokusiłam się o słonecznikowy rekonesans, ciekawa co też ten hiszpański ma w sobie takiego, że naród wydaje się być od niego uzależniony. Powodów uwielbienia nie odkryłam, ale faktem jest, że Hiszpanie noszą go przy sobie wszędzie, w kolejkach, w kinie, sklepie, i co gorsza wszędzie też wypluwają łupinki.